Kulinarne Nawigacje – książka

Marzenie o wydaniu autorskiej książki kulinarnej towarzyszyło mi od momentu, gdy zaczęłam na poważnie zajmować się gotowaniem. Kolejne zlecenia, warsztaty w całej Polsce, autorskie przepisy, wygrane konkursy, ukończone kursy, współpraca z restauracjami. Moje gotowanie nie było już tylko pasją, a stało się pełnowymiarową pracą. A jej ukoronowaniem miała być książka.
I choć okazji do jej wydania było kilka, to dopiero teraz, po 5 latach, udało mi się ją napisać. Dlaczego?

 

Jak to się wszystko zaczęło?

Po finale programu Hell’s Kitchen, gdy moja kulinarna “kariera” nabrała rozpędu, w głowie układałam sobie już przepisy do książki. Dzięki Bogu nic z tego nie wyszło! Byłoby tam wszystko to, czym w tamtym momencie się zachłysnęłam kulinarnie, a zarazem nic tak naprawdę “mojego”.

Ps. (Jeśli interesuje Cię moja droga kulinarna, to w tym wpisie znajdziesz więcej informacji https://kulinarnenawigacje.pl/o-mnie-agnieszka-jasinska/ )

2 lata temu zgłosiłam się do wydawnictwa z pomysłem na książkę. W trakcie negocjacji chciano pozmieniać kilka rzeczy (niezgodnych z moimi wyobrażeniami), na których bardzo mi zależało, np. zdjęcia miał robić ktoś inny. Ale jak to? Kiedy ja sama robię innym zdjęcia kulinarne na zlecenie? Nic z tego! 

Jeśli wydawnictwo zgłasza się do autora z propozycją książki to, powiedzmy sobie szczerze, widzi w nim zysk. Pomysł z innym fotografem dla moich przepisów miał spowodować większe zainteresowanie książką – moja grupa odbiorców oraz grupa odbiorców znanego w branży fotografa to dużo większa pula potencjalnych klientów. Odmówiłam więc współpracy i projekt umarł śmiercią naturalną. Paradoksalnie, gdy odpuściłam sobie współpracę z wydawnictwem, prace nad moją książką wreszcie ruszyły!

 

Jak wydać książkę kucharską samodzielnie?

  • Kiedy zaczęłam realizację tego szalonego pomysłu?

W kwietniu 2020 roku, gdy moje zlecenia posypały się z dnia na dzień jak domek z kart, a ja siedziałam w domu, zrozumiałam, że cała ta zbiorowa kwarantanna długo się jeszcze nie skończy. Myśl o książce powróciła, tym razem z ze zdwojoną siłą.

W maju 2020 rozpisałam sobie cały kalendarz pracy, który w początkowej fazie zakładał 2-3 przepisy dziennie. 90 przepisów chciałam zrealizować do końca sierpnia. Rzeczywistość szybko sprowadziła mnie na ziemię. Okazało się, że bałagan związany z jednoczesnym gotowaniem i robieniem zdjęć jest tak potężny, że muszę “przycisnąć” i realizować 4 przepisy dziennie, by mieć siły pociągnąć ten plan i zdjęcia do końca. Tak też zrobiłam. 

  • Jak wyglądał proces pisania książki?

Przyjęłam strategię przygotowywania wspomnianych minimum czterech dań codziennie. Czasem, gdy były to kiszonki, udawało mi się zrobić pięć. To wcale nie powodowało, że kolejnego dnia odpuszczałam i robiłam tylko trzy. Cisnęłam dzień w dzień, by wyrobić normę. Jedyną zasadą, jakiej się trzymałam, były wolne weekendy. Wiszenie na aparacie, gotowanie i fotografowanie od 9:00 do 17:00 dało w kość mojemu kręgosłupowi, dlatego weekendy musiałam przeznaczać na regenerację, by mieć siłę do działania w kolejny poniedziałek.

Priorytetem każdego dnia była książka. 90-ty przepis skończyłam 2 lipca 2020, a zatem wszystkie dania spisałam i sfotografowałam w półtorej miesiąca. Jedni powiedzą, że to dużo, inni, że mało. Ja uważam, że szybciej się tego zrobić nie dało, nie zadręczając siebie i najbliższych przy okazji. Miałam ze sobą układ – dopóki nie skończę, nie pojadę na wakacje. Zadziałało, szczególnie, że od października 2019 nigdzie nie udało mi się wyjechać na dłużej niż 3 dni.

 

  • Jak podzieliłam pracę nad książką?

W niedzielę (weekendy były bez zdjęć i gotowania) rozpisywałam dania, które chciałam w danym tygodniu przygotować. Nie zaczynałam od spisu treści i nazw dań. Przyjęłam zupełnie inną taktykę i najpierw wymyśliłam sobie produkt dnia (np.bakłażan w poniedziałek) i przygotowywałam z niego 4-5 przepisów, które robiłam jednego dnia. We wtorek robiłam 4 przepisy z cukinii, w środę 5 przepisów z borówek. Bałagan fotograficzny towarzyszył mi od rana do wieczora, ale dzięki takiemu systemowi nie przerywałam sobie pracy na wklepywanie przepisów do komputera. Przepisy notowałam na kartkach lub w telefonie.

W piątek siadałam do komputera i wszystko spisywałam. Dzięki temu nie odrywałam się od pracy podczas gotowania, a jeden dzień poświęcałam na pisanie przepisów w Wordzie. Przygotowanie 4 dań i ich sfotografowanie zajmowało mi dziennie 7 godzin. Średnio wychodziło około 1,5 godziny na każde danie.

Po sfotografowaniu wszystkich dań i spisaniu ich, zaczęłam tworzyć spis treści. Ważne jest to, że zaczęłam robić to tydzień przed końcem wyznaczonego deadline’u, czyli 2 lipca, żeby wiedzieć, w jakim rozdziale potrzebuję jeszcze przepisów i aby nie okazało się nagle, że przekąski mają 15 pozycji, a wypieki tylko 6. W taki sposób 2 lipca poskładałam wszystko w całość.

Muszę przyznać, że ostatni tydzień czerwca był ciężki. Na samą myśl o książce miałam odruch wymiotny. Trzymało mnie przy życiu tylko wizja wakacji, które miały nadejść wraz z końcem zdjęć.

jak wydać książkę

 

Kalkulacja kosztów pracy nad wydaniem własnej książki 

  • Czas pracy nad książką: 90 dni x 7= 630 godzin x (tutaj wstaw sobie swoją stawkę godzinową)
  • Czas obróbki zdjęć: 35 godzin x (tutaj wstaw sobie swoją stawkę godzinową)
  • Cena produktów spożywczych: około 2 500 zł
  • Cena produktów do fotografii: przez ostatnie 5 lat kupowałam fotograficzne akcesoria w sklepach oraz na targach staroci. Ich dokładnej  łącznej ceny nie jestem w stanie podać, ale wartość tych fotograficznych bibelotów szacuję na jakieś 3 000 zł. Nie wliczam ich do kosztów książki, bo służyły też do zleceń fotograficznych dla innych firm oraz na mojego bloga.
  • Dokupiłam kilka ścierek, obrusów i kubeczków. Cena tych produktów to 350 zł

Ps. (O kosztach druku, składu, osobach zatrudnionych do korekty i do stworzenia grafik znajdziesz informację w kolejnym wpisie dot. self-publisingu.)

Piszę to wszystko, bo to ważne z punktu widzenia wartości książki. Pisanie i fotografowanie zajmowało mi codziennie tyle czasu, ile wynosi regularna dniówka, nie wspominając o przygotowaniach, listach produktów, czasie poświęconym na zakupy czy końcowe sprzątanie i mycie wszystkiego.

 

  • Jakich programów użyłam do pisania książki?

Zanim przystąpiłam do pisania, szukałam porad i inspiracji w internecie. Nie lubię ściągać miliarda programów, a tym bardziej nie lubię marnować czasu na ich naukę i obsługę tych. W związku z tym całość książki napisałam w Wordzie.

Do obróbki zdjęć użyłam Lightrooma. Przygotowałam sobie swój własny preset i większość zdjęć zostało poprawionych właśnie za jego pomocą. Ale są różne światła i różne ujęcia, więc każde zdjęcie było obrabiane indywidualnie, z innym kontrastem czy nasyceniem barw.

 

  • Od czego zaczęłam?

Pisanie książki zaczęłam od niedzielnego planu rozpisania 4 przepisów dziennie na cały tydzień. W piątki rano siadałam do komputera i spisywałam przepisy z całego tygodnia.

W trakcie całego procesu fotografowania i redagowania przepisów szukałam grafika, który poskłada moją książkę oraz korektorki, która poprawi tekst i zredaguje całość do ostatecznego druku. Wtedy wystarczy, że grafik „włoży” tekst i zdjęcia do programu i poskłada książkę w całość.

Szukałam również drukarni, która na podstawie moich oczekiwań odnośnie papieru, okładki i formatu wyceni wydruk tej książki.

 

jak wydać książkę

 

Dlaczego wydaję książkę samodzielnie?

Wydanie książki samodzielnie, w tzw. modelu self-publishingu, przyszło mi do głowy po wysłuchaniu podcastów i przesłuchaniu materiałów Michała Szafrańskiego. Na własnym przykładzie stworzył on świetne case study, w którym porównuje wydanie książki samodzielnie oraz z wydawnictwem.

Z początkiem maja doszłam do wniosku, że nie ma sensu wydawać książki z wydawcą. Po pierwsze dlatego, że przez sytuację związaną z pandemią wszystkie wydania i premiery zostały wstrzymane, po drugie: nie miałabym pełnej kontroli nad tym, co w niej będzie, z jakiego będzie papieru i jaką będzie miała okładkę. Po trzecie: wiedziałabym, że piszę ją dla wydawnictwa, a nie dla siebie!

Jedynym argumentem, przemawiającym za wydawnictwem, który ciągle siedział mi z tyłu głowy, była myśl, że tym sposobem trafię na półki Empiku, a przecież zawsze chciałam zobaczyć swoja książkę na półce księgarni. Zadałam sobie sama pytanie, czy nie jest to idealny moment, by zebrać się w garść i spróbować stworzyć model sprzedażowy samodzielnie? Potraktowałam to jak wyzwanie, któremu chciałam sprostać.

Oczywiście, samodzielne wydanie książki to nie byle jaki projekt. Gdy podejmowałam tę decyzję, nie miałam zielonego pojęcia, co mnie czeka (dziś już to wiem, bo jestem w samym środku tego szalonego procesu).

Czy się boję, że książki nikt nie kupi? Jasne, że się boję! Mam w planie zrobić nakład 1 tysiąca, choć wydruk 2 tysięcy jest dużo, dużo tańszy. Dlaczego?

 

Jak wyglądają koszty wydania książki i cały proces pisania?

Jeśli jesteś ciekawy, jak wygląda proces pisania i wydawania książki “od kuchni”, zapraszam Cię na kolejne części tego artykułu, które pojawią się w następnym tygodniu. Napiszę o tym, co trzeba wiedzieć, żeby się tym zająć, co można zrobić samemu, a co wymaga sięgnięcia po fachową pomoc. Pogadamy też konkretnie o kosztach wydawniczych, wydruku książki, cenie za korektę oraz o tym, jak wygląda proces składu.

Wspomnę również o wpadkach, które popełniłam przy pisaniu, a które Tobie być może już się nie przydarzą, jeśli teraz się z nimi zapoznasz.

Jeśli jesteś zainteresowany książką, możesz kliknąć tutaj https://kulinarnenawigacje.pl/ksiazka/

Książkę wydaję i sprzedaję w 100% samodzielnie, dlatego kupisz ją od 3 września tylko w moim sklepie internetowym. Znajdziesz ją wtedy w zakładce SKLEP!

 

Print Friendly, PDF & Email

Mogą Cię również zainteresować

2 comments

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Required fields are marked *